Czyli Monika przyleciała! Dobre kilka dni spędzonych razem uciekło, tak szybko.
Zaczęło się od nerwów. Korki w Polsce, autobus opóźniony! Czy zdąży na samolot? Zdążyła! Okazało się, że nie trzeba jechać nawet do Dublina! Monika załatwiła sobie transport!
Dotarła! Grzmotek poznał kolejną Ciocie!
To taka wizyta gdzie wszyscy się cieszą!
Na początek spacer i zakupy (sic!), na szczęście przystanek na kawę postawił mnie na nogi.
Do yego wieczorne oglądanie filmów, Marta nie mogła odmówić sobie i siostrze przypomnienia “Hunger games” a później wyjścia na drugą część do kina. Miałem szanse wykazać się. Sam na sam z Grzmotkiem… wieczorem… dałem radę. Wykompany, naoliwiony, wykąpany i nakarmiony poszedł spać- przeżyłem. Grzmotek też!
Był też wieczór z sushi! Oczywiście domowej roboty. Było pyszne!
Do tego dziewczyny postanowiły poćwiczyć trochę… nawet Grzmotek miał ubaw!
Na zakończenie poszliśmy na kolacje. Było miło, wesoło i z planami na przyszłość.
Monika obiecała odwiedzić nas ponownie!