No i stało się! Teściowa odleciała! Rzeczywistość nas dogoniła! Stoimy z nią twarzą w twarz!
Jak przystało na dobre rzeczy- skończyło się. Teściowa poleciała do domu, my zostaliśmy u siebie.
No i nagle okazało się, że to co wyglądało tak cudownie i łatwo, niekoniecznie takie jest.
Nagle przygotowanie obiadu z Grzmotkiem na ręku zaczęło sprawiać trudności.
Okazało się, że czas jakoś tak zapierdziela. Kąpiel samemu nie idzie tak szybko i sprawnie.
Choć okazało się, że szkoła teściowej zdaje egzamin. Ten obiad jednak zrobiony, pranie nastawione a kąpiel odbyta z uśmiechem, bez podtopień…
Teraz kombinujemy jak przeżyć ten tydzień. Do przyszłej środy. Marty teściowie przyjezdżają, Grzmotka dziadkowie… tak, tak, moi Rodzice!
Mam nadzieję, że nie oczekują wakacji…
Muszę przyznać, że zazdrościmy teraz troszkę tym wszystkim, którzy mają rodzinę pod ręką. A to ciocia zajrzy, wujek pomoże, dziadkowie zajmą się dzieckiem.
My jak wiele rodzin emigrantów nie mamy tego komfortu. Wszystko spoczywa na naszych barkach.
Dzięki temu spędzamy więcej czasu z Grzmotkiem. Mamy mnóstwo zdjęć, video i wspomnień. Nie ma opcji, żeby coś przgapić, opuścić!
Mimo wszystko patrzymy do przyszłej środy do przylotu rodziców… mała pomoc mile widziana.
Będziemy też mogli spędzić miło czas z rodziną!