Teściowa…
Przyjechała, a konkretnie to przyleciała… samolotem. No i się zaczęło.
Zaczęło się samo dobro. Przyspieszony kurs obsługi Grzmotka. Początki jakoś tam dawaliśmy rade. Ale z teściową wszystko ruszyło z kopyta. Kilka drobnych porad, które sprawiają, że Grzmotek jest spokojniejszy. A i przy dobrej organizacji powinno udać się nam znaleźć odrobinę czasu dla siebie.
Nie mówię, że mamy luz, ale po wysłuchaniu tylu opowieści o dzieciach i rodzicach, spodziewałem się, że przemienimy się w zombie.
Okazuje się, mały może dać nam pospać w nocy. Rano człowiek budzi się i aż mu się chce!
Kąpiel już nie wygląda jak sztorm, tylko jak przyjemna zabawa w ciepłej wodzie.
Nawet zmiana pieluch nie jest już tak stresująca dla malucha.
Ćwiczymy bioderka, nóżki a nawet mamy ćwiczenia na poprawę perystaltyki jelit. Nie po to inwestowaliśmy w pieluszki żeby teraz się marnowały!
Tak to wszystmo się układa, że teraz mogę usiąść z teściową i spokojnie wypić szklaneczke lub dwie dobrej (smacznej) irlandzkiej whiskey.
Na codzień teściową mamy ponad 3tys kilometrów i muszę przyznać, że teściową mam super. Teraz okazuje się, że jak mam teściową cały czas w domu, to też nie jest źle, i wszystko idzie jak po maśle. A i whiskey jest się z kim napić…